Klęska żywiołowa
Komentarze: 2
Żywioły mnie dziś dopadły. Boleśnie.
Jak to jest możliwe, że od dwóch tygodni jest po 10, 20 stopni mrozu, a kiedy ja umyję okna to w ciągu kilkunastu godzin leje jak z cebra? Ten żywioł dopadł mnie w nocy, kiedy przebudziłam się słysząc krople deszczu uderzające o perapet. Mogłabym nawet przejść nad tym do porządku dziennego gdyby nie...
... dopadł mnie drugi żywioł, a właściwie ten sam, tylko pod inną postacią. Spacery po deszczu nie są najprzyjemniejsze na świecie, ale nawet byłam w stanie to znieść. Nie byłam w stanie znieść wilgoci na moich spodniach, bieliźnie i pośladkach, która pojawiła się w wyniku jednego niefortunnego kroku na lód pokryty warstwą wody. Nie wiem co ucierpiało bardziej tyłek czy duma?
P.S. Goździku: Impreza będzie po świętach. Brak atmosfery może być wynikiem czekania na koniec świąt, a nie na same święta? :)
Krolpelko: Hop, hop, gdzie jesteś? Tęsknimy tu za Tobą:*
No cóż natura też chce mieć swój wkład w porządki przedświateczne:D Przynajmniej nie trzeba sie tak starać od "zewnetrznej strony" okien, bo po co (nie ma to jak pozytywne myślenie):P!
A co do niefortunnego kroku to hmmmm mokry tyłek nie jest pogodną przedświąteczną wizją. No to niestety nie znajduję wytłumaczenia.
Pozdrawiam!
Dodaj komentarz